American Gods

Gdy tniemy w złym miejscu

Wiecie co? Napaliłam się na ten serial, jak na mało co w tym roku, specjalnie czekałam do końca sezonu, by połknąć go w całości i... klapa.

Co, co?

American Gods, a raczej Amerykańscy Bogowie, stoją na mojej półce już od jakiegoś czasu i dumnie prężą się grzbietem, na którym jak byk stoi imię Neila Gaimana. Ja Gaimana kocham całym swoim ślizgońskim sercem i gdy dowiedziałam się, że stacja Starz zdecydowała się zekranizować jego powieść, cieszyłam się jak dziecko. Kto by się nie cieszył w takim wypadku?

Ale na co?

Amerykańscy Bogowie opowiadają historię Shadowa Moona, który po trzech latach wychodzi z więzienia za dobre sprawowanie. Udaje mu się nawet wydostać kilka dni wcześniej, ponieważ jego żona, Laura, zginęła w wypadku samochodowym. Podczas lotu samolotem Shadow natyka się na dziwacznego Pana Wednesdaya, który z miejsca proponuje mu pracę, która niesie ze sobą wyłącznie kłopoty.

Zapowiadało się niesamowicie, wierzcie mi. Sny Shadowa były tak dziwaczne, jak tylko sny mogą być, Wednesday skradł moje serce swoją charyzmą i wyszukanym poczuciem humoru, przedział bogów, z którymi mamy do czynienia, robi wrażenie i zachwyca różnorodnością i tak naprawdę do ostatniego odcinka człowiek jest zachwycony. Do ostatniego, ponieważ w ostatnim widać, że twórcy nie wiedzieli, w którym momencie powinni uciąć historię, by wyszło zgrabnie, więc mamy szczątkowo pozaczynane mnóstwo wątków, ale tak naprawdę żaden z nich nie jest skończony. Człowiek kończy ten nieszczęsny ósmy odcinek z poczuciem rozczarowania, bo tak naprawdę nic się nie dowiedział.
Wyobraźcie sobie sytuację, gdy wprowadza się wam nowego bohatera już w drugim odcinku, czekacie z niecierpliwością, jak jego losy skrzyżują się z losami Shadowa, a dostajecie wzmiankę na samym końcu i nic. Postać dopiero jedzie, tyle.
Backstory bogów są poprowadzone nadzwyczaj zgrabnie, ale tak naprawdę cały ten sezon to wielki pilot do serii. Umówmy się, że gdy mamy osiem odcinków, z czego ponad połowa zawiera wspomnienia i retrospekcje, nie da się poprowadzić historii w pozostałych czterech. A raczej się da, ale nie tak obszernej.

Serial naprawdę ma potencjał, jednak moim zdaniem Starz powinien albo dodać więcej odcinków i pozwolić zamknąć sezon w jakimś konkretnym miejscu, albo zekranizować całą powieść na raz.
Wizualnie jest przepięknie, czasami aż za pięknie, gdy chodzi o makabryczne sceny, aktorsko bywa różnie, niektórzy bohaterzy są niesamowicie irytujący, inni wykreowani wręcz w fantastyczny sposób, muzyka też nie jest zła, ale co ja mogę poradzić, skoro finał złamał mi serce?

To... nie?

Ja bym powiedziała tak – warto poczekać do drugiego sezonu i obejrzeć wtedy wszystko na raz. Produkcja ma duży potencjał, ale urywanie jej w takim momencie to zbrodnia.

Metryka

Tytuł: Amerykańscy Bogowie (American Gods)
Sezony: 1 (8 odcinków)
Premiera: 30.04.2017
Twórcy: Bryan Fuller, Michael Green
Aktorzy: Ricky Whittle, Emily Browning, Crispin Glover
Stacja: Starz

Zdjęcie w nagłówku pochodzi z nerdist.com.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szóstka Wron, Królestwo Kanciarzy – Leigh Bardugo

Wonder Woman

13 Reasons Why